– Opowiedz coś o sobie… – powiedziała.
– Ty głupia szmato – pomyślała ta cierpiąca na zespół Touretta część mnie.
Nie, nie była szmatą. Ja po prostu bardzo nie lubię tego pytania. Jest tak zbędne. Ma mniej więcej taki sam sens, jak szkolne „ruchasz się czy trzeba z tobą chodzić?”.
Ze mną nie trzeba było chodzić – i tak się nie ruchałem, serio. Jako nastolatek żyłem zatopiony w literackich oparach głównie rosyjskich pisarzy. Postrzegałem relacje damsko-męskie przez pryzmat historii Mistrza z Małgorzatą, trudne czasy. Spokojnie jednak: z czasem zidiociałem, spsiałem i skończyłem budząc się w łóżku z kolejną dziewczyną, przyprawiającą mnie o intelektualny ból. Taką, która rano poprosi, abyś „opowiedział coś o sobie”.
Tymczasem jednak wypada mi zarysować Wam pewien obraz tego, kto stoi za tym całym bałaganem. Kończy się pierwszy kwartał 2014 roku, niebawem skończę 28 lat. Właśnie dokonałem w swoim życiu pewnego przewartościowania. Kojarzycie taką rubrykę w CV, „zainteresowania”. Co tam ostatnio wpisywaliście? Polityka, historia, sport, muzyka? Co pominąłem? Literatura, kino, okej. Mamy niemal komplet takich pozycji, które wpisujecie tam Wy i Wasi znajomi. Tylko, cholera, serio interesujecie się polityką, kinem? Co wiesz o jazzie? Co naprawdę wiesz o Jałcie? Dupa – tym się interesujecie najbardziej. Na imprezach baby z babami o tym gadają, chłopy z chłopami też nie gadają o tym, co Sobieski odpierdolił pod Wiedniem, ani o tym ile rezerw federalnych pozostawi Obama swojemu następcy. Gadają o tym, kogo by wydupczyli i dlaczego Bożena zaczęła zdradzać Jurka z Heniem.
Jeśli więc miałbym dziś szczerze wypełnić wspomnianą rubrykę CV, musiałbym wpisać tam „seks”, a mówiąc dokładniej: „relacje damsko-męskie”. Nie oznacza to, że jestem męską wersją Ewy Drzyzgi i wiem już o kobietach wszystko. Nadal ich nie rozumiem, nadal się ich uczę. Wciąż popełniam mnóstwo błędów, które będę na tej stronie innym facetom wytykał. Nie jestem też perfekcyjną seks-maszyną, ani tym bardziej nie jestem i nie będę nowym Christianem Grayem. Lubię dobry seks, uwielbiam sprawiać przyjemność, ale wciąż odkrywam jej nowe ścieżki…
I obserwuję. Uwielbiam obserwować, analizować. Odkąd wziąłem się za ten projekt, jestem na niemal wszystkich bardziej ruchliwych polskich portalach randkowych. Poznałem dziesiątki kobiet, przejrzałem setki profili. Rozmawiałem, wyciągałem wnioski, notowałem. Zatopiłem się w bagnie głupoty i małości. Nieraz weźmiemy stamtąd różne przypadki na bedboyowy warsztat, by je wspólnie na tej stronie omówić. Niekiedy wydam Wam się szorstki, surowy i poniekąd będziecie mieli rację. Większość omawianych przypadków zasługiwać będzie bowiem na odcięcie kabla od internetu, tak na dobry początek.
Zastanawiałem się, co jeszcze moglibyście chcieć o mnie wiedzieć. Jakie pytania mogą Wam kiełkować w głowie, na które już teraz mógłbym odpowiedzieć. Spróbujmy…
Z iloma kobietami byłem w łóżku?
Przyznaję ze wstydem: nie wiem. Dość długo wmawiałem sobie, że dopóki jestem w stanie policzyć, dopóty zachowałem resztki przyzwoitości. I bym teraz, kurwa, nie miał ręki. Inna sprawa, że nigdy by mi nie przyszło do głowy, aby wykrawać sobie nad łóżkiem kolejne kreski po kolejnym ‚razie’ (znam takie przypadki). Ja nie wiem, przerabiać dziewczynę na ścienną kreskę? Choć pamięć zawodna, zdecydowanie nad kreski przedkładam wspomnienia. Tylko liczyć później trudno.
Czy wiem co to miłość?
Tak. Byłem w dwóch poważnych związkach, a że jestem romantykiem (naprawdę!), to angażując się w coś, zanurzam się w tym całkowicie. Ciekawostka: mając 13 lat zakochałem się w 11-letniej dziewczynce. Na zabój. Na dobre odkochałem się dopiero mając 26 lat. Przez te 13 lat… nie zamieniłem z nią słowa. Kiedyś o tym napiszę nieco więcej…
Jak wyglądam?
Możemy się umówić, że do nieuniknionego zaproszenia do Dzień Dobry TVN pozostanę anonimowy. Mogę jedynie napisać, że zawsze wydawało mi się, że sprawiam wrażenie dosyć grzecznego, spokojnego młodzieńca. Podobno jednak nic z tych rzeczy i tyle razy pozbawiano mnie tego złudzenia, że już przestałem polemizować. Bo niby i kurwiki, i rogi, no cóż ja na to… Mimo wszystko: ważna rzecz na poczet lżejszego znoszenia tutejszych treści. Jeśli kiedykolwiek wydam Ci się nazbyt brutalny czy wręcz chamski, jeśli uznasz, że tak naprawdę drwię właśnie z Twoich przekonań, wartości… Umówmy się na taką oto roboczą wizualizację mnie przy robocie nad serwisem:
Twój nowy kumpel od tematów śliskich, Bedboy.